We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Konstelacja Lodu

by ARKONA

/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

    Phisycal merch (CDs, LPs, tshirts, hoodies) to buy at official store - linked top banner.
    Purchasable with gift card

      €7.77 EUR  or more

     

1.
Zimny wicher przedziera się przez noc Drzewa huczą, deszcz spływa z mej twarzy Pioruny przeszywają niebo To mrok wieczności nadchodzi Nie ma gwiazd, tylko czarne chmury Czuję chłód i jest mi tak zimno Potęga mroku narasta Od wieków, zawsze o tej samej porze Dwanaście dni nocnego zaćmienia Bolesne prawo gwiezdnej mgły Formują się obłoki śmierci Nadszedł czas by zebrać swe żniwo Już wkrótce me słowa poniesie wiatr Poprzez wszystkie ciemne krainy Słowa pełne bólu i nienawiści A wicher porwie je z mych ust w przestworza Słowa do boga nienawiści Który zamieszkał w sercu mym Nie chcąc żyć - powoli umierając Powoli odchodząc w nicość, do wieczności Słowa do boga, z pogardą, z nienawiścią Słowa pełne bólu, bezgranicznej tęsknoty Bez miłości, bez przebaczenia Słowa do boga, którego zabiją Módl się do wiatru o powrót mój Śpiewaj hymny pochwalne piekielnym błyskom Patrząc w niebo pokryte chmurami Nadsłuchuj grzmotu mego Księcia...
2.
Śnię o mroźnych latach zatraconych w czasie Sen głęboką wizją w uśpionych tysiącleciach Lustra pełne krawędzi - stopione jak szkło Bez formy w harmonii, głębia w jasnym blasku Niebo coraz bledsze, nabiera sinej barwy A gwiazdy wciąż świecą nad nami Wiem, że wkrótce znów wzejdzie słońce Czując to w dreszczach budzę się Wicher rzeźbi rysy na twarzy A ciemne chmury są w nieświętym sercu Jak długa zima, tak walka o życie Jak ciemny świat, tak mniej swiatłości Noc domem milczenia, ciemnia dotyka losu Księżyc przetapia szkło, daje światłość nadziei A grzeszny pielgrzym szybuje w galaktyce A lustra nic nie widzą, wszystko stoi w miejscu Królestwo poznania jest już niedostępne A grzesznik mknie przez lata świetlne I cierpią te serca, a słońce nie żyje Cała światłość umiera, radość schodzi i zguby nabiera... Wieczór pełen jest czarnego nieba Na białej ziemi leży ciało me Spowite w całun krwi i potu Tam z życiem zatańczyła śmierć Rozchylam usta by czuć jej zimny smak Jeden oddech, jedno słowo, jedna obietnica I tak zapełnię przestrzeń wielką Bo śmierć jest zawsze wybawieniem Gwiazda życia na wysokiej skale Na krańcach świata słońce już wschodzi Odpływam w chwale łodzią do krainy Gdzie bogowie znowu są jak bracia i siostry...
3.
Nieskończona otchłań otwiera swoje bramy Grotem błyskawicy przeszywa nasze ciała Lodowate szepty palą naszą krew Świat nasz pod całunem przerażenia legł Bo mało w nas blasku za to więcej nocy Która nadchodzi na skrzydłach jej kruka By znów spaść pyłem z jego czarnych piór I okryć świat chłodem jego mrocznego spojrzenia Chwile, które wciąż mogą nas zdradzić Podróż, która prowadzi ku gwiazdom Pozbawieni duszy, skazani na zniszczenie Widnokręgiem są nam jak słońca obroty Ale myśmy odnaleśli siebie Przeszłość jest teraz częścią przyszłości Otchłań, która przetrwała stworzenie Nie ma odwrotu przed ostatnią misją Nieskończona otchłań... Bo mało w nas blasku... W konstelacji lodu prześwietlonej gwiezdnie Każdy dzień tu długość ma wieczności Na nasz żywot patrząc pobłażliwym okiem Na krążące gwiazdy cicho spoglądając Przyjaźnimy się z gwiezdnym pyłem Oddychamy tu kosmicznym mrozem Chłodny, nieruchomy jest nasz wieczny byt Chłodne i dostojne są nasze oblicza...
4.
A gdzieś tam daleko samotny w ciemnościach Hebanowy kruk wydrapuje oczy zdrady By potem pozdrawiając demony śmierci Rozwinąć swe skrzydła i odlecieć w chwale Do granic nieba sięgające pole Wre morderstwami, krew śniegi bryzga Na ciała skrzepłe w spokoju kamieni Gorąca spływa lawa rodzącej się zemsty (tam woda wciąż była spijana przez ziemię) Jest rzeka na wpół lodami przykryta I niewolnicze na brzegach pochody Nad polany ognia, ponad leśne bagna Wznosi się mój duch jak apostoł tryumfu Gdzieś tam dopełniał się kres mego żywota A morda zdradziecka wciąż zatapiała Swe dziąsła zsiniałe w mą dumną pierś Wtedy wodę ogień pochłaniał zazdrośnie Szalały wilki zdziczałe, o ciemność Druzgocząc szyje, opuszczały lasy Ja nadzieję żegnając z warg zwaliłem szeptem Który ogromnym wołaniem się rozległ I zdeptał swym ciężarem zdradę Śnieżnobiały wilk naruszył dziko ciszę Skrzydła mych kruków poniosą mą zemstę Mój duch tymczasem powita gwiezdną mgłę Gdzie światłość od wieków dławi się w ciemnościach...
5.
Kiedy psy w zagrodach ujadają Patrzę na horyzont wypatrując Kłębów dymu w czerwonej poświacie Schodzącego słońca ponad lasem Na swych czarnych skrzydłach mrok opada Gdy walczące hordy leśnych bestii Rozprawiają się z armią światłości Jej plugawe ciała śmierć dopada - śmierć! Błyskawice przeszywają niebo Kiedy ruszam w stronę leśnych cieni Mróz zanurza się w płomieniach ognia Łzy nienawiści cisną się do oczu Krwista pełnia księżyca oświeca Pola bitew pośród leśnych kniei Ciemne rzeki płyną w swych arteriach Jak wzburzone w ciałach krwi potoki - krwi! Lodowate, mroźne znaki czasu Nawiedzają mnie w mych snach Więc kiedy nagle budzę się Ma świadomość pyta mnie Niewyraźne kontury świadomości Majaczący obraz jak we mgle Kształt narysowany na wodzie To nie sen! Oto me ponure przeznaczenie Dusza ma kreuje ciemne wizje Boję się... Nieskończone hordy skute lodem Towarzysze mojego jestestwa Skowyt wilków, szelest skrzydeł kruków Budzi mnie... Kiedy psy w zagrodach ujadają... Błyskawice przeszywają niebo...
6.
Witaj podróżniku w mej mroźnej konstelacji Pokrytej warstwą śniegu krainie skutej lodem Odwiecznej hibernacji nadziei na powrót Starego ładu i porządku Bo moje imperium to muzeum przeszłości Eksponaty to minione dzieje Które powrócą gdy stopnieją wszystkie śniegi Kryształy lodu przybiorą swe realne - kształty Śnieżne demony w białych szatach futer Uparcie strzegą reliktów przeszłości Na swych dumnych tronach bogowie zasiadają Oczekując powrotu starego porządku Mgliste postaci majaczące w mroku Dumne posągi jak lodowe monumenty Ja niczym kustosz stoję wciąż na straży Pogańskiej świadomości zakutej w lodzie Po wszechczasy Nim Matka Zima opuści tę krainę Bądźmy gotowi na ostatnia bitwę Niechaj bogowie powstaną ze swych tronów I uderzą bezlitośnie w samo serce tej Pandory... Ta śnieżna przestrzeń to moja jest ojczyzna Kraina niczym konstelacja lodu Wszystko tu spoczywa na dnie zimnego morza W wymiarze gdzie gwiazdy już gasną Przedzieram się uparcie przez astralną mgłę Wypatruję cieni, bezkształtnych wyobrażeń Gdzieś tutaj moi bracia zamieszkują w samotności W czasach, gdy przeszłość łączy się z przyszłością Nim Matka Zima opuści tę krainę... Ta śnieżna przestrzeń to moja jest ojczyzna... Niechaj nasze miecze znów rozświetli Gromu błysk przeszywający niebo Blask wilczego słońca wnet roztopi Śniegi skrywające tajemnice Gdy wojenne dymy już opadną Na lodowe monumenty, wtedy Zimny czas zawróci do początku A bogowie wrócą na swe trony ...milczący... ...dostojni... ...nieśmiertelni...

credits

released November 30, 2003

album 2003 / re-edition 2012

license

all rights reserved

tags

about

ARKONA Poland

Black Metal horde since 1993.

contact / help

Contact ARKONA

Streaming and
Download help

Shipping and returns

Redeem code

Report this album or account

If you like ARKONA, you may also like: